Część druga wyjazdu.
Kilka dni pobyliśmy w Holandii. Zobaczyliśmy oczywiście Amsterdam, gdzie już byłem i powiem szczerze, że centrum wcale mi się nie podoba. Podoba mi się za to komunikacja (tramwaje w tunelu pod zatoką, 60km/h) i to, że na pole namiotowe był kierunkowskaz z autostrady i dojazd do niego zajął nam kilkanaście minut.
Oprócz Amsterdamu był Rotterdam (ogień), Breda (nic specjalnego) i Hoek van Holland. Lało w zasadzie non stop.
Jedziemy zatem na południe. Cel - Bodensee. Wcześniej jednak Köln i Stuttgart.
Z Köln się udało, wjechaliśmy do samego centrum. Oczywiście bez zielonej naklejki ale czy szerszeń spełnia jakieś normy?
plac wrocławski
katerdra
Ren
i jeszcze raz katedra
Po wyjeździe z Köln postanowiliśmy zrezygnować z autobany żeby zobaczyć przełom Renu. Noo, jest co oglądać
część naszej trasy. Niesamowite jest to, że po obu stronach rzeki równolegle idą drogi i linie kolejowe. I jeszcze bana
autobana i sznelbana
wzdłuż Renu
durch
wlot do tunelu kolejowego. Trochę 3D
Wieczorem dotarliśmy do Stuttgartu. Konieczność posiadania umwelta już od zjazdu z bany. Ale gdzie go kupić? Pewnie w Stuttgarcie, trochę nonsens. Chyba, że to ta sama co w innych miastach. No ale my nie mieliśmy, więc wjeżdżamy i szukamy. Po dziewiątej wieczór to trochę problem, więc smolimy na to i szukamy pola namiotowego. Zaś problem. Szukamy wg GPSa chyba przez godzinę i znajdujemy albo starą fabrykę, albo placyk dla kamperów a gdy już znajdujemy pole, to się nie da doń dojechać. Trudno, nie zwiedzimy Weißenhofsiedlung Corbusier'a. Chciałem, bardzo, szczególnie zobaczyć na żywo ten dom (zdjęcie nie moje, nie wiem czyje ale dziękuję):
nie udało się w tym roku
Nie uśmiechało nam się spanie w aucie, a rozbijać się po nocy na dziko, też jakoś nie bardzo. Zaliczyliśmy więc noc w rasthofie.
Następnego dnia dojechaliśmy nad jezioro Bodeńskie. Wpierw do Kostanz, przy samej Szwajcarii. Nie wjeżdżaliśmy, wjechaliśmy do Kauflanda i tam przeżyłem szok. Postanowiłem kupić piwo, poszedłem na piwne stoisko i naliczyłem trzynaście półek. Na każdej półce z dziesięć gatunków piwa, co daje w sumie... No właśnie. Były nawet polskie tyskie siki.
Żeby nie nakładać drogi wokół jeziora, użyliśmy promu.
szerszeń na promie przez Bodensee
Promy są fajne, niby statek, a możesz siedzieć w aucie. Przez Łabę to było konieczne bo było zimno, padało i chlapało. Tu o dziwo, piękna pogoda.
w drodze na drugą stronę
wzdłuż Bodensee
klasyk
das ist aber romantisch Landschaft
to jo
Po kilku godzinach pogody
widok z namiotu. Lało do rana
Na szczęście przestało rano, szkoda, że był to przedostatni dzień.
zdjęcie z Friedrichshafen, z muzeum Zeppelina.
bawarskie niebo. A może jeszcze badeńsko-witenberskie?
Czas wracać. Przez Monachium i jak najbliżej Alp.
Trasa przez Bawarię, bocznymi drogami. Wyłączyliśmy GPSa, tylko mapa. Siatka dróg gęsta jak fix. Jakość - niemiecka.
na Bajerach
Alpenstrasse
jeszcze raz
nie mogłem się powstrzymać
taksy - same merce. Białe
kajś w centrum
opera
München Hauptbahnhof
Trzeba wracać. Ostatnie zdjęcie
Allianz Arena