Pewnego lipcowego dnia kolega mój warszawski odwiedził mnie. A że to prawdziwy Warszawiak jest a nie jakś tam podciep, podoba mu się u nas. Koksownię widział, autostrady używał a na cmetarzu żydowskim na Zandówie nie nie był. Poszliśmy więc razem. Późno było, więc zdjęć mało.
Markus przy bramie. Zamknięta ale co to dla nas, skok przez mur i już.
Tu się można dostać z cmentarza ewangelickiego. Może nie jest to całkiem prawe, ale co robić?
Pierwszy rzut oka na cmentarz. Wszystko porośnięte bluszczem. 0 godzinie 22, nawet w lipcu, całkiem ciekawe wrażenia.
Jeden z nagrobków. Cmentarz jak swe pochodzenie i lata jest bardzo dobrze zachowany. Przeżył faszystów i komunistów, dziś jest grupa ludzi, która o niego dba.
Wzdluż murów ciągną się najbardziej okazałe nagrobki.
Grobowiec rodziny Kaiser. Ciekawe czy ktoś z niej jeszcze żyje ?
Kolejny z nagrobków przy murze.
Niestety, niektóre inskrycje nie wytrzymały próby czasu i pewnie wandali.
Nagrobek pani rabinowej Kaatz.
Tu pokrzywy wygrały z bluszczem. Bardziej słoneczne miejsce.
Akacje (robinie) również porośnięte bluszczem.
Ciekawe co oznaczają te kropki?
Nazwisko Pollack kilka razy się powtarza na cmentarzu. Kochmann miał w Zabrzu wytwórnię likierów i restaurację (dziś UM na Wolności)
Ernestine Schuller była siostrą Henrietty Kochmann (tak mi się wydaje zważywszy na daty urodzin).
Grobowiec rodziny Katz.
Jeszcze jeden grobowiec Pollacków.